Garda jest zawsze piękna, często słoneczna i prawie zawsze wietrzna. Choć prognozy kilka i kilkanaście dni wcześniej zapowiadały pogodę pochmurną, to tegoroczne regaty były jak zwykle słoneczne i pewnie dlatego również wietrzne. Codziennie wiało 15-20 węzłów, więc fale z wodą 10 C zalewały łódkę i żeglarza, przy czym temperatura powietrza nie przekraczała 14 C. Trzeba było mieć wodoodporny strój i dobry nastrój, by skutecznie przerwać 2 wyścigi dziennie. Trasa wyznaczana była przez boje sterowane GPSem, co aktualnie na Gardzie jest standardem ze względu na głębokość tego jeziora. Ciekawe, co zapowiedział na odprawie przewodniczący Komisji, że wyścigi nie odbywałyby się gdyby wiatr wzrósł powyżej 20 knt (w domyśle – nie będzie można skutecznie sterować bojkami i chyba raz z tego powodu wywołano odroczenie).
Warunki wiatrowe i wiosenna temperatura powietrza z góry określiły wielkość listy startowej – było nas tylko 23, przy czym towarzystwo całkowicie międzynarodowe, szacowne i bardzo fachowe, wspaniali żeglarze: 1 Estończyk, 3 Austriaków, 2 Polaków, 4 Szwajcarów, 2 Ukraińców, 1 Fin, 4 Włochów, 6 Niemców. Gwiazdą zawodów był w mojej ocenie Bartek Szydłowski – świetnie pływał i walczył z olimpijczykiem z Londynu, producentem żagli Doyle Florianem Raudaschlem o drugie miejsce. Estończyk Taavi Taveter był bezapelacyjnie pierwszy wygrywając wszystkie wyścigi.
Dla mnie były to zbyt trudne regaty, bym mógł pływać tak, jak sobie zaplanowałem. Walczyłem z wiatrem, falą i kolegami ze wszystkich sił, jednak Garda była dla mnie nadmiernie wymagająca. /BN/