Wybieraliśmy się na Gardę spodziewając się silnych wiatrów i konkurencji na światowym najwyższym poziomie. Sprawdziło się to pierwsze, ale po wycofaniu Finna z programu olimpijskiego wielu najlepszych żeglarzy, którzy w ubiegłych latach ścigało się w słynnym Finn Gold Cup, już nie startowało. Nie znaczy, że nie było gwiazd, ale że średnia najwyższych umiejętnośći lekko się obniżyła. Stąd, ktoś taki jak ja, który na poprzednich mistrzostwach Europy i Świata byłby na szarym końcu i walczył, by nie być ostatnim, dziś na Gardzie nawet sobie dobrze radził (byłem 66-ty na 110-tu uczestników).
Organizacja samych wyścigów była dość włoska. Garda jest bardzo głębokim jeziorem (300-400 m głębokości), więc bardzo trudno jest ustawić znaki kursowe. Te, które Komisja z Malcesine ustawiała były lokalizowane na stałych miejscach (kotwicach) dostosowanych do typowych kierunków wiatru. Stąd, póki wiatr nie miał standardowych kierunków, Komisja czekała, aż ustabilizuje się na kierunkach przewidywanych – dlatego długie czekanie starty i dni bez ścigania. Aktualna nowość, czyli ruchome boje stabilizowane sygnałami GPS, które widzieliśmy już na regatach we Francji, nie były tu stosowane, a szkoda.
Tegoroczna frekwencja Mistrzostw też była nietypowa. Nie było Rosjan i Ukraińców z wiadomych powodów. Anglicy nie przyjechali, bo, jak relacjonował mi jeden z kolegów, mają w tym samym okresie swoje narodowe mistrzostwa, które wcześniej przygotowywali. Nie było Skandynawów, Czechów, Szwajcarów, mało Austriaków. Może to wynik ogólnego kryzysowego nastawienia, a może terminu imprezy, który został ustalony dość późno? Nasza reprezentacja prezentowała się za to bardzo efektownie, dobrze i zwracała uwagę. Widać to było na spotkaniach, rozmowach, w miłych pozdrowieniach.
Nowe władze Finna, czyli nowy Prezydent, którym został Australijczyk Rob Macmillan – aktywny zawodnik, doświadczony żeglarz, tudzież „nasz” Wiceprezydent Andrzej Romanowski, być może wprowadzą nowe tchnienie w lekko skostniałą dotychczasową strukturę zarządu IFA. Wszyscy mamy taką nadzieję, bo przecież z jakiejkolwiek stronny nie spojrzeć – Finn dziś nie ma konkurenta i jest jedyną dinghy dla wysokich rosłych atletów, a także dla osób, które w różnym wieku chcą pościgać się na jednoosobowych łodziach zarówno na jeziorach, jak i na oceanie.
Włoska gościnność, kultura, pogodna atmosfera, alpejskie otoczenia Gardy, wspaniałe towarzystwo finnistów – wszystko to sprawiło, że regaty te pozostaną na bardzo długo, a może na zawsze w naszej pamięci.
Czego doświadczył i zrelacjonował,
Bogusław Nowakowski